Do napisania tego artykułu skłoniła nas sytuacja, jaką od kilku miesięcy obserwujemy w terenie. Mamy tu na myśli sposób, w jaki ultrasonograf jest wykorzystywany w codziennej praktyce i przez kogo.
Podobnie jak sam samochód nie jeździ, tak samo USG nie będzie prowadziło rozrodu na fermach krów. W obecnej sytuacji naprawdę niepokojący jest fakt, że na wielu obiektach sprzęt ten powoduje więcej strat niż korzyści. Z czego to wynika?
- „Mam USG, więc będę badał na ciążę”. MIT!
Sprzęt USG jest tylko i wyłącznie narzędziem. To czy zostanie ono użyte właściwie zależy od osoby je obsługującej. Często zdarza się, że osoby postronne, jak np. inseminatorzy, oferują hodowcy, przy okazji wizyty na fermie, badania na ciążę. Wielu osobom wydaje się, że sprzęt ten służy do rozpoznawania ciąży. Wymaga to sprostowania, gdyż badanie na ciążę jest badaniem wykluczającym!!!!!!!!!
Oznacza to, że podczas badania najważniejsze jest wykluczenie ciąży, a nie jej potwierdzenie. Drobny szczegół, a robi różnicę. Jeżeli krowa jest cielna to i bez naszego badania (chociaż nie zawsze, ale o tym za chwilę) będzie dalej cielna. Dlatego wykonywanie USG w celu WYKLUCZENIA ciąży jest zarezerwowane TYLKO dla lekarzy weterynarii, gdyż w czasie 6-letnich studiów weterynaryjnych i wielu lat praktyki nabywali doświadczenie, aby móc wykonywać te badanie w sposób:
- po pierwsze bezpieczny dla zarodka,
- po drugie niepowodujący strat dla hodowcy.
Jeżeli jesteście Państwo hodowcami i pozwalacie na „wykonywanie czynności manualnych” w Waszych zwierzętach, bo nie można tego inaczej nazwać, osobom innym niż lekarze weterynarii, musicie się pogodzić z wymiernymi stratami na skutek tych działań.
Najgorsze, że często nawet możecie nie zauważyć, jak wielkie straty mogą wywołać te wykonywane nieodpowiedzialnie czynności manulane w Waszych stadach. Jak wspomniałem badanie USG służy do wykluczenia ciąży. Co zrobicie, jeżeli takiej diagnozy podejmie się osoba niewykwalifikowana w tym aspekcie?
Taka sytuacja wiąże się po pierwsze z potencjalną stratą wczesnej ciąży (niezauważalne dla hodowcy, a szalenie kosztowne), po drugie… co dalej z tym zwierzęciem? Czy naprawdę pozwolicie Państwo, aby Waszym „samochodem marki premium” zajmował się domorosły mechanik tylko dlatego, że kupił sobie narzędzia? Czy serwis Fendta czy John Deera zlecicie lekarzowi weterynarii, bo akurat jest na wizycie w Waszym stadzie? Spodziewamy się tutaj, odpowiedzi „NIE”…
Należałoby zatem odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy osobie niewykwalifikowanej pozwolicie mieć wpływ i uzależnicie się od niej w tak ważnym aspekcie, jak rozród?
Nie wierzę, że odpowiedzialni hodowcy popełnią taki błąd, dlatego apelujemy do Was jako specjaliści z zakresu rozrodu zwierząt z wieloletnim stażem: pozwólcie diagnozować Wasze zwierzęta uprawnionym lekarzom weterynarii z wiedzą i doświadczeniem. Od nich powinna zależeć Wasza przyszłość, a nie od przypadkowych osób, więc apelujemy o rozsądek.
- „Mam USG, więc teraz kryjąc krowy będę je w tym samym czasie badał USG”. MIT numer 2!
Powyższe stwierdzenie to MIT!!! Ale niestety jest to co raz częstsza praktyka, jaką spotykamy w codziennej pracy w terenie. Proszę Państwa krowa to nie klacz! Badając USG w momencie krycia (oczywiście przez doświadczonego praktyka) jesteście w stanie stwierdzić pęcherzyk i jego wielkość. I co z tego?!?!? Nie jesteście w stanie, na tej podstawie określić momentu owulacji. Jeżeli ktoś twierdzi inaczej jest albo kłamcą albo nieodpowiednią osobą w nieodpowiednim miejscu. Zabieg inseminacji polegać powinien na zdeponowaniu nasienia w drogach rodnych w odpowiedni sposób, przewidziany przez procedurę. Nic więcej. Osoba, która podczas inseminacji rutynowo „bada jajniki” jest skrajnie nieodpowiedzialna. Jeżeli wśród czytelników są hodowcy, którzy stracili czujność i zaufali, to zachęcamy do przeanalizowania skuteczności takiego postępowania w swoich stadach.
Uważamy, że jeżeli taka sytuacja trwa od kilku miesięcy, nietrudno będzie się zorientować, jak wiele strat ponieśliście w tym zakresie. Nie jest to tylko nasza opinia, lecz wyniki badań wielu bardziej doświadczonych lekarzy i hodowców w różnych krajach.
Sprawdźcie Państwo czy w USA ktokolwiek uskutecznia tego typu nieodpowiedzialne postępowanie? Oczywiście, że nie. A dlaczego? Bo nikogo na takie straty nie stać. Zastanówmy się, czy gdyby było inaczej, lekarze weterynarii opiekujący się Waszymi stadami nie zaoferowaliby Państwu takiej usługi? Niestety, w tym zakresie nie można zaproponować rozwiązania, które w sposób wymierny przełoży się na korzyści, a swoim postępowaniem moglibyśmy zrobić więcej strat niż przynieść korzyści. Dlatego właśnie tego żaden lekarz weterynarii hodowcy nie zaproponuje.
„PRIMUM NON NOCERE” – „Po pierwsze nie szkodzić” to podstawowa zasada, jaką kierujemy się w medycynie weterynaryjnej. Jest to ważna maksyma, która powinna zawsze przyświecać nowoczesnej hodowli bez względu na nasze działania. One nigdy, ale to przenigdy, nie mogą odbywać się kosztem zdrowia krów.
Pisząc ten artykuł chcieliśmy ostrzec hodowców, aby byli ostrożni w stosunków do usługodawców, którzy nie są w stanie świadczyć usług w zakresie rozrodu na odpowiednim poziomie i w myśl ogólnie przyjętym zasadom. Zasadom, które funkcjonują na całym świecie i to nie bez powodu.
Na koniec ku przestrodze i ku pamięci.
+
W dalszym ciągu to tylko osioł, tyle, że z USG...